W weekend 11 – 13.2024 roczniki 2014 i 2015 pojechały do Wisły by wziąć udział w turnieju Wisła Cup. Wyjazd okazał się doskonałą i w pełni udaną przygodą. Udało się wszystko, no poza niedzielną pogodą, ale to też tylko dla młodszych bo starsi zdążyli rozegrać wszystkie mecze jeszcze przed deszczem. Sobota była za to ładna. Piłkarsko oba roczniki stanęły na wysokości zadania! Rocznik 2014 zajął trzecie miejsce, a rocznik 2015 drugie! Dodatkowo najlepszym zawodnikiem turnieju został wybrany Kajtek Zajączkowski z r.2015!
Zamieszkaliśmy w Ośrodku Wczasowym Limba. Ośrodek … dość specyficzny, ale czasem fajnie jest się przenieść w czasie. Najważniejsze jednak, że jedzenia było dużo i to bardzo smacznego 🙂 Ale przecież najważniejsze jednak było to co na boiskach! Te były doskonale przygotowane. Trawa równiuteńka, linie wymalowane, kibice licznie przybyli podziwiać zawodników. Nic tylko grać!
Turniej w Wiśle dla rocznika 2014 był bardzo udanym wyjazdem, oprócz kwestii sportowej miał on bardzo duże znaczenie pod kontem integracji zawodników. Z końcowego wyniku sportowego możemy być bardzo zadowoleni. Jak pokazały dwa dni zmagań, turniej był obsadzony drużynami z naszego poziomu.
Rozkładając turniej na dwa dni, to sobota była dla nas sportowo była lepszą częścią tego wyjazdu. Z sześciu spotkań, wygraliśmy trzy oraz jedno zremisowaliśmy. Dwie porażki zanotowaliśmy kolejno z triumfatorami oraz zespołem, który wywalczył na boiskach srebrny medal. Pierwszy dzień turnieju kończyliśmy z bilansem 10 punktów oraz zdobyczą dwunastu bramek tracąc przy tym ich siedem. Rezultat ten jak się okazało pozwolił nam w finalnym rozrachunku na zajęcie trzeciego miejsca i powrót z brązem na szyi.
Niedzielne spotkania, oprócz pierwszego, nie przebiegały jednak po naszej myśli. W drużynie było widać już spore zmęczenie poprzednim dniem. Popełnialiśmy proste błędy, wpadaliśmy na pomysły, które kosztowały nas w najgorszym wydaniu utratę bramki a w najlepszym groźną akcję przeciwnika. Nie pomagaliśmy również sobie sami tracą energię na płacz oraz bezsensowne dywagacje, że sędzia, że przeciwnik itp. Na nasze szczęście, jak się okazało na najważniejsze dla nas spotkanie turnieju, zebraliśmy się w garść i wygraliśmy je strzelając bramkę na wagę trzech oczek oraz trzeciego miejsca na sześć minut przed końcem spotkania.
Podsumowując cały turniej. Udało nam się zdobyć 17 punktów z bilansem 5 wygranych, 2 remisów oraz 5 porażek. Przez dwa dni strzeliliśmy 19 bramek tracąc przy tym ich 16. W sumie podczas wszystkich meczów na boisku spędziliśmy 240 minut, co daje nam taki sam wynik jakbyśmy rozegrali 4 mecze ligowe lub sparingowe.
Jesteśmy przekonani, że taka ilość gry w tak, krótkim czasie oraz nowe doświadczenia będą w nas procentowały jeszcze przez długi czas. Jednak największą wartością takich wyjazdów, w żaden sposób nie mierzalną, jest integracja oraz budowanie wartości oraz ducha drużyny. Najlepszy zawodnik turnieju? Bardzo ciężki wybór. Myśląc jednak o tym mianie w głowie pojawiają mi się dwa nazwiska: Patryk Głowacki oraz Oliwier Lewiński.
Rocznik 2015:
Młodsi swoje mecze zaczynali w sobotę rano. Wczesna pobudka, śniadanie i pędem na boisko. Tam niewiele mieliśmy czasu aby zmierzyć się z tremą. Czekała na nas drużyna FC Katowice II. Tylko z nazwy druga, bo złożona z bardzo mocnych zawodników.
Nam nie poszło najlepiej, nie graliśmy “swojej” piłki. Byliśmy zestresowani i raczej skupialiśmy się na tym by nie popełniać zbyt wielu błędów niż na odważnym konstruowaniu akcji na które zazwyczaj nas stać. Sytuacje do zdobycia gola mieliśmy, ale nie było to nic spektakularnego. Za to rywale, gdy pod koniec meczu uderzyli w poprzeczkę, to tylko patrzyliśmy czy piłka odbija się w bramce czy na linii. Na szczęście Sędzia uznał, że na linii. Na start zawodów zdobyliśmy 1 punkt po bezbramkowym remisie.
Drugi mecz za to wyszedł nam doskonale. W 17 minut zdobyliśmy aż 11 goli tracąc przy tym tylko jednego. Sami dziwiliśmy się, że właściwie każdy nasz strzał lądował w siatce, ale najważniejsze w tym spotkaniu było to, że stres ewidentnie z nas zszedł i mogliśmy grać po swojemu.
Trzeci mecz był niezwykle emocjonujący, bo po raz pierwszy w naszej historii mierzyliśmy się z zespołem zza granicy. Czeski gigant w postaci Banika Ostrava postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Miał swój sposób na akcje, składał się z 13 bardzo wyrównanych zawodników, zarówno pod względem jakości piłkarskiej, ale nawet pod względem warunków fizycznych. My jednak nie zamierzaliśmy ułatwiać im zadania. Zagraliśmy bardzo solidnie i wygraliśmy 1:0.
W kolejnym meczu mierzyliśmy się z zespołem FC Katowice I i był to mecz bez większej historii. Wygraliśmy aż 5:0 i mogliśmy sobie pogratulować dobrze wykonanego zadania. Szliśmy jak burza, choć dostrzec też mogliśmy narastające zmęczenie.
Z AP Goal Kamieniec Ząbkowicki mogliśmy podziwiać składne akcje, wymienność pozycji oraz trzy zdobyte bramki. Graliśmy bardzo dojrzale, przyjemnie dla oka i niezależnie kto wchodził na boisko jakość naszej gry stała na wysokim poziomie. Wygraliśmy 3:0.
Następnie mierzyliśmy się z AP Gol Racibórz. Nasze zmęczenie było ewidentne. Gra przestała się kleić. Podejmowaliśmy wiele błędnych decyzji. Czas uciekał, a wciąż było 0:0. Wydawało się, że nie damy rady wygrać. Niesamowita była jednak wola walki naszych zawodników. Dążenie do sukcesu było widoczne zarówno wśród zawodników przebywających na boisku jak i tych na ławce rezerwowych. Cały zespół “ciągnął wózek w tą samą stronę” i to zostało nagrodzone dosłownie w samej końcówce. W ciągu dwóch ostatnich minut strzeliliśmy dwa gole i wygraliśmy 2:0. Był to jednak sygnał ostrzegawczy bo tak źle nie grało nam się jeszcze ani razu tego dnia.
No i… przyszedł mecz z KAS Konstantynów Łódzki. Był to już siódmy mecz a na koncie strat mieliśmy dopiero jedną bramkę Tym razem po 60 sekundach rywale prowadzili 1:0. Źle zaczęliśmy mecz i dalej nie szło nam wcale lepiej. Robiliśmy błędy, podejmowaliśmy złe decyzje, a ogłuszający doping kibiców rywala skutecznie nas deprymował. Nasza przewaga nie podlegała dyskuski ale było to klasyczne bicie głową w mur. Na domiar złego w ostatniej akcji meczu po kontrze straciliśmy drugiego gola i ostatecznie przegraliśmy 2:0 🙁
Zostały dwa mecze. Naszym celem był awans do Grupy Złotej by w niedziele walczyć o najwyższe lokaty. Mimo świetnej dyspozycji przez większość dnia wcale nie było jasne że damy radę awansować. Musieliśmy zdobywać kolejne punkty. W spotkaniu z Pogonią Kamyk znów poprzeczka zawędrowała bardzo wysoko. Po kilku minutach przegrywaliśmy 1:0. Środkowy pomocnik w zespole Pogoni był niezwykle trudny do zatrzymania. W dodatku bramkarz przeciwników należał do najlepszych w turnieju. Wreszcie jednak udało nam się doprowadzić do remisu po rzucie karnym. Wynikiem 1:1 zakończyło się to spotkanie.
W ostatnim meczu z SMS Żywiec musieliśmy przynajmniej zremisować. Mecz do łatwych nie należał ale wygraliśmy 2:0 i wykończeni ale szczęśliwi mogliśmy świętować awans do Grupy Złotej! Głodni i rozśpiewani poszliśmy do stołówki. Po obiedzie obowiązkowa drzemka. Nikt nie protestował. Byliśmy padnięci. Ale krótko później wyruszyliśmy eksplorować malowniczą Wisłę. Królowa rzek w otoczeni gór i kolorach jesieni wyglądała bajecznie. Deptak, skocznia oraz kibicowanie starszym kolegom zapewniły nam miły czas.
Potem kolacja i odprawa. Podsumowanie soboty, plan na niedzielę. Wnioski. Dominowały pochwały. W końcu na 9 meczów wygraliśmy aż 6, dwukrotnie zremisowaliśmy i tylko raz przegraliśmy. Zajęliśmy 2 miejsce w grupie tuż za Banikiem Ostrava, z którym przecież też wygraliśmy 🙂 Ale aby się rozwijać trzeba też zwracać uwagę na to co nie wychodzi i o tym nieomieszkaliśmy porozmawiać 🙂
Na wieczór zaplanowane było oglądanie meczu Polska – Portugalia. Zawodnicy mogli oglądać co prawda tylko pierwszą połowę, ale umówmy się, że wiele nie stracili 😉
Niedziela dla r.2015 rozpoczęła się spokojniej niż sobota. Mogliśmy trochę dłużej pospać bo pierwsze mecze dopiero po godzinie 12.00. Ale nie zamierzaliśmy leniuchować. Po śniadaniu poszliśmy na przepiękny spacer w góry. Widoki były obłędne. Zebrane kije, liście i żołędzie sprawiały nam wiele radości. Przede wszystkim jednak przyjaźnie między zawodnikami dają poczucie bezpieczeństwa, przynależności i akceptacji, która w tym wieku jest na wagę złota.
Po spacerze kolejna odprawa. Motywacja i koncentracja. Chłopcy jednak o motywację zadbali też sami. Na piętrze mieszkaliśmy z naszymi nowymi kolegami z Czech. Gdy ci zaczęli śpiewać na korytarzach ośrodka kibicowskie pieśni Banika, nasi zawodnicy odpowiedzieli tym samym. Ależ było głośno i radośnie! 🙂
W niedzielę czekały nas 4 mecze z samymi najlepszymi zespołami. Traf chciał, że zaczynaliśmy ponownie przeciwko FC Katowice II. Różnica była tylko taka, że równo z początkiem naszych spotkań rozpoczęła się ulewa. Deszcz tylko dodawał dramaturgii. Gdy po 6 minutach przegrywaliśmy 1:0 wiele czarnych myśli mogło przyjść do głów, ale na szczęście nie do tych małych należących do zawodników FT 🙂 . Po kilku minutach strzałem z rzutu wolnego do remisu doprowadził Zając, potem gola dającego prowadzenie strzelił, również z rzutu wolnego Dallan. Na koniec Katowice strzeliły samobójczą bramkę i wygraliśmy 3:1. Radość i zadowolenie były ogromne.
W kolejnym spotkaniu mierzyliśmy się z Pogonią Kamyk. A właściwie z ich środkowym pomocnikiem i bramkarzem. Obaj fenomenalni, robiący różnicę. Ten właśnie pomocnik – Kuba Pawłowski (warto zapamiętać to nazwisko) strzelił nam trzy bramki. Bramkarza Pogoni zdołaliśmy pokonać tylko dwukrotnie więc ostatecznie przegraliśmy 3:2. Ale to był dobry mecz, w którym więcej niż w poprzednich spotkaniach musieliśmy się bronić. Gole dla FT zdobyli Dallan i Sambor.
Trzecie niedzielne spotkanie miało jedyny w swoim rodzaju charakter. Graliśmy z KAS Konstantynów Łódzki, który jako jedyny pokonał nas w sobotę. Mieliśmy więc rachunki do wyrównania. Bardzo szczegółowo zaplanowaliśmy sobie sposób naszej gry i w pierwszych minutach wychodził on doskonale. W efekcie tego prowadziliśmy już od 3 minuty po golu Leona. Im dłużej trwało spotkanie tym bardziej się wyrównywało. Nie mniej jednak bez wątpienia na zwycięstwo zasłużyliśmy i dowieźliśmy je do końca spotkania.
Na koniec ‘wisienka na torcie’ czyli drugie spotkanie z Banikiem Ostrava. Tabela nie miała dla nas znaczenia. Chcieliśmy pokazać że walczyć potrafimy nie tylko na hotelowym korytarzu 😉 Wwarto dodać, że tak ogłuszającego dopingu dla obu drużyn nie mieliśmy jeszcze nigdy podczas naszego meczu. Mecz z Banikiem był ostatnim w całym turnieju więc wszyscy zawodnicy i kibice skupieni byli właśnie na tym by kibicować swoim ulubieńcom. Nasi kibice rodzice byli fenomenalni. Było tak głośno, że zawodnicy kompletnie nie słyszeli co do nich krzyczeli trenerzy. Mecz, rozgrywany na niezwykle śliskim, błotnistym boisku był bardzo wyrównany. Obie drużyny miały swoje szanse i długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Niewykorzystane sytuacje, bramkowe okazje, parady bramkarzy tylko potęgowały reakcje kibiców. Aż wreszcie przyszła 18 minuta mecz, kiedy Leon odebrał piłkę czeskiemu obrońcy, popędził z nią kilka metrów i uderzył precyzyjnie w lewy róg bramki. Euforia na boisku, wśród rezerwowych i na trybunach. Siedem ostatnich minut trwały jakoś niezwykle długo, ale wreszcie upłynąć musiały i upłynęły! Koniec. Wygraliśmy trzy z czterech niedzielnych meczów, a w całym turnieju zajęliśmy drugie miejsce. Na 13 spotkań przegraliśmy tylko dwa, dwa zremisowaliśmy i odnieśliśmy aż dziewięć zwycięstw. Strzeliliśmy aż 32 gole tracąc tylko 8! Nasz kapitan, Zając został wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju.
Naszym zdaniem również Zając był najlepszym naszym zawodnikiem. Ale na wyróżnienie zasługuje też Miłosz, który strzegł naszej bramki i radził sobie świetnie. Za sobotę wyróżnienie należy się Dawidowi, który okazał się najskuteczniejszym strzelcem FT.